Czas
płynie zdecydowanie za szybko. Być może wynika to z sześciodniowego
tygodnia pracy, kiedy wychodzisz z domu o ósmej a wracasz o dwudziestej.
Co jeszcze nie byłoby tak męczące gdyby nie zmasowany atak chorób, i
spotkanie z jednym nieskutecznym lekarzem. Ale uwaga, już po Świętach i
ja nareszcie mam wolne. Mogę więc nadrobić zaległości. Tak więc o to
prezentuję jedną z wielu grzesznych przyjemności, która de facto należy
do marek, które szczerze uwielbiam. Mowa tutaj o lodach Häagen-Dazs. Ponieważ nie wspomniałam o nich wcześniej wyjaśnię powody swojej fascynacji.
Po
pierwsze są zwyczajnie przepyszne.
Po drugie, co może niektórych dziwić
sprzedawane są w dość małych opakowaniach. Wiem, że wielu cudzoziemców na
to narzeka. Za małe ciastka, za małe chipsy, za małe lody. Dla mnie
jest to jednak wspaniałe rozwiązanie. W sam raz by nasycić się smakiem i
zarazem nie przejeść.
Po trzecie, mają co rusz nowe smaki powiązane z
japońskimi tradycjami, które dla mnie są zaskakujące.
Po czwarte ich
kombinacje po prostu się sprawdzają.
Po
tym wstępie pozwólcie że zaprezentuję wam dyniowe lody. Dyniowe ? Tak
dokładnie to nie pomyłka. Być może dla Polaków to dziwne połączenie,
jednak dynia ze swoim lekko słodkawym smakiem wspaniale nadaje się do
wykorzystania w wypiekach i deserach. Tutaj jej aromat został
podkreślony słodkim syropem z puree, który idealnie zbalansował deser.
Więc czemu nie, skosztujmy dyni w innym wydaniu.
0 comments