Doprawdy nie wiem czemu mi tak utkwił w pamięci cytat ze "Stawki większej niż życie". Być może jakiś rodzaj szoku wywołany tym, że te przepiękne kasztany o lśniącej skórce, które uwielbiałam nosić w kieszeniach, służą także do jedzenia. I zawsze zastanawiałam się jak mogą one smakować.
Gdy więc okazało się, że nie muszę wcale jechać do Paryża tylko mogę ich spróbować w Japonii byłam niezwykle szczęśliwa. Tym bardziej, że idąc świętować Nowy Rok, na jednym ze stoisk poczęstowano mnie takowym. Tylko, że potem nastąpiło rozczarowanie. Kasztan trochę przypomina w konsystencji ziemniaka, z lekko orzechowym posmakiem charakterystycznym dla orzechów włoskich.
W Japonii są powszechnie sprzedawane zimą i na początku tego roku zaczęła je sprzedawać moja ukochana lodowa firma. Nie byłam specjalnie zachwycona tym odkryciem, ale wierzyłam w Haagen Daz i nie omyliłam się. Większość lodów jest o smaku białej czekolady z kruchymi, drobnymi chipsami czarnej. Kasztany pojawiają się w postaci musu, który idealnie wpasowuje się w słodycz i przełamuje ją orzechową nutą. Przepyszne.
Post niezauważony przezimował w brudnopisie. Tak dla ochłody wspomnienie tej gorszej pogody, by aż tak nie pomstować na upały.
3 comments
Jednak te prażone jak z placu Pigalle nigdy ci nie smakowały, zresztą mi też.
OdpowiedzUsuńMoże lody...
Chciałabym kiedyś spróbować kasztanów. Takie lody to chętnie bym zjadła, tym bardziej, ze strasznie u mnie ciepło. hehe Pozdrawiam bardzo serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńTo tylko do jesieni poczekać i może gdzieś się trafią :)
Usuń