W Japonii, gdy wyjeżdżasz na wakacje w dobrym tonie jest przywieźć współpracownikom drobny upominek, najczęściej pod postacią specjałów lokalnej kuchni.
Ja sama zaś, zawsze przed większą wyprawą sprawdzam co warto w danym miejscu spróbować. Z mojego drobnego poszukiwania wynikało, że Nara słynie z narazuke, jest to rodzaj pikli. Warzywa są przechowywane przez długi czas w pozostałościach z produkcji sake. Bardzo byłam ciekawa tych smaków. Jako miłośniczka kiszonek nie dałam się jednak do nich przekonać. Warzywa rzeczywiście zachowały chrupkość, jednak słodki smak z przebijającym się aromatem sake okazał się dla mnie nie do przyjęcia. Prawdopodobnie to kwestia przyzwyczajenia, lecz tym razem całkowicie skapitulowałam. Najgorsza była zaś cebula owinięta skórką z cytryny, tutaj pomieszało się tyle silnych aromatów (cytryna, cebula, słodycz, sake), że nie byłam jej nawet w stanie przełknąć. Być może spróbuję ich jeszcze kiedyś . Chociaż japońskie uwielbienie do słodkich smaków tym razem nie współgrało dla mnie na tyle dobrze by stać się orędowniczką tej potrawy.
Kupiłam
również żelki, kingyoku jedne z charakterystycznych, tradycyjnych
słodyczy. Urzekło mnie w nich piękno zatopionych owoców, które skrzyły
się niczym zanurzone w świetle. Tym razem nie czekało mnie na
szczęście wielkie rozczarowanie. Nie ma tu większej ferii smaków, po
prostu sama słodycz. Owoce zaś nabrały ciekawej tekstury, stając się
lekko gumowate i zarazem zwarte. Utrwaliło to smak kiwi i skórki
cytryny. Jednym słowem nic nadzwyczajnego ale całkiem przyjemne.
2 comments
Liście kaki to te od owoców?
OdpowiedzUsuńSłodycze przepiękne aż szkoda jeść.
Pozdrówki.
Tak dokładnie od owoców. Te słodycze lepiej wyglądały niż smakowały, ale to typowa przypadłość tych japońskich :).
OdpowiedzUsuń